Nareszcie zebrałam się w sobie, aby spróbować zacząć kolejny raz. Od zera, ponownie przetestować swoją silną wolę, kreatywność i ostrość aparatu. Nie wróżę wielkiego sukcesu, tak jak i wcześniej, jednakże...
Jestem już starsza niż wcześniej. Wydaje mi się, że kiedy jestem już bardziej poukładana to mam szansę ogarnąć ten blog, zdjęcia będą wyglądały lepiej, a posty będą bardziej przydatne. Aktualnie zdecydowanie stawiam na jakość, aniżeli na ilość - w mojej kolekcji pojawiają się mniej spotykane modele, i to jest w sumie główny powód dla którego w ogóle wzięłam pod uwagę powrót. Świat modeli jest naprawdę ogromny, i wielu z kolekcjonerów może być ograniczonych przez Polskie realia - to co trafia i pojawia się w naszym kraju to naprawdę mała część wielkich 'zbiorów'. I tutaj chciałabym pojawić się ja, z paroma źródłami, pewnym doświadczeniem i kilkoma radami. Pomimo tego że coraz więcej osób wycofuje się z modelarskiego świata lub po prostu blogowania, chciałabym być częścią tej silnej resztki, która nadal się trzyma. Wbrew wielu przypadkom wycofania się, ja chciałabym 'wkroczyć na scenę'
Moim celem jest również 'ponowne' zapoznanie się ze wszystkimi osobami, które nadal są aktywne, a przynajmniej po części. Mimo tego że na te kilka lat sama się wypisałam, nadal byłam na bieżąco z wieloma blogami i należałam do grona cichych obserwatorów. Aktualnie postanowiłam wyłonić się z cienia i może jeśli dobrze wyjdzie, poznać chociaż część tej wspaniałej społeczności, bo to że znajduje się tu wiele niesamowitych ludzi nie podlega dyskusji :P
Dość jednak takiej paplaniny, wydaje mi się że bardziej interesujące będą informacje o kolekcji ;)
Od dłuższego lub krótszego czasu mieszka ze mną kilka modeli, o których nie wspominałam na pierwszym blogu (czyli od maja 2016), ani żadne informacje nie pojawiły się randomowo na tym blogu. Między innymi, moje stado powiększyło się o srebrno-gniadą klacz mustanga i gniado-srokatą kucynkę Breyer Classic, 4 modele Breyer Stablmates do malowania, ale także kilka ukochanych przeze mnie modeli Breyer Traditional: Valegro, SBH Phoenix, niespodziewany Rising Sun Elvisa, Banks Vanilla, czy moi ulubieńcy - Kong, Zenyatta ze źrebakiem, oraz moja najnowsza 'zdobycz', ogier andaluzyjski z zestawu Spanish Family, którego zupełnie nie spodziewałam się u siebie zobaczyć. Oprócz tego stadka, przewinęło się również parę modeli CollectA, np. Szwarcwald, klacz Shire, czy Pani i Pan Tinker, ale także modele Artist Resin. O Salvadorze (LB) i Altanerze (CL) miałam już okazję wspomnieć na poprzednim blogu, jednak teraz na moim pokładzie znajduje się łącznie 6 modeli AR - do biegu dołączył gniady Brave Hart (S. TR), który zagościł na fantastycznym spotkaniu z równie wspaniałą Dorotheah. Biedak niestety był w stanie body, teraz jednak połamane nóżki są poskładane i wygładzone, więc powrócił do znośnego stanu. Nadal posiada jednak wiele obtarć, i zastanawiam się nad zmianą maści ogiera (jedyne co mnie powstrzymuje to bark współpracy z narzędziami i to, że jest LE do 250 sztuk... Pomocy? :')). Kolejny model AR został moim prezentem urodzinowym od mamy. Jest to ogier Clydesdale od firmy Black Horse Ranch. Osobnik który do mnie dotarł miał maść 'blue roan' i wykończenie glossy - teraz jednak na mojej półce stoi jako dumny karus ze wzorem sabino, z nowymi wstążkami, bródką i poprawionymi szczotami. A dlaczego zdecydowałam się go przemalować...?

Ponieważ został moją ofiarą na NaMoPaiMo (National Model Horse Painting Month), organizowane po raz drugi przez Jennifer Buxton. Dzięki temu poznałam wiele wspaniałych osób, wiele się dowiedziałam i naprawdę świetnie bawiłam, pomimo że ledwo zdążyłam z wykończeniem mojego potworka. Mimo przeciwności losu, udało się i zostałam zwycięzcą, tak jak wiele innych osób i ich wspaniałe konie. Jednak kiedy decydowałam się na wzięcie udziału w NaMoPaiMo, nie przewidziałam jednej rzeczy...
Że niespodziewanie do mojego stada dołączy jeszcze jeden, niesamowity koń. Przechodząc do sedna, zostałam również jednym ze zwycięzców, którym została wysłana nagroda materialna. Szczerze na nic nie liczyłam, a jeśli już, obstawiałam jakiś kubek, ewentualnie Medalion. Jednak pewnego dnia, mniej więcej w połowie marca, po powrocie ze szkoły zastałam w domu paczkę. Była dość duża, a jako że nic nie zamawialiśmy, jedyną opcją było NaMoPaiMo. Wewnątrz znajdowała się dobrze zabezpieczona figurka, więc od razu zabrałam się za uwolnienie jej. I gdy tylko dostrzegłam białe tworzywo, zdębiałam. Bowiem moją nagrodą był model AR - wspaniały, piękny model Artist Resin, dumna arabka Seunta Sister. Nadal nie mogę uwierzyć, że - według mnie - najpiękniejsza nagroda jaka była trafiła akurat do mnie... Uwierzcie, to naprawdę był szok...
Teraz ślicznotka, Al Amira, grzecznie czeka na półce na prepping, aby następnie przybrać ciemnogniadą maść. Na tym jednak kolekcja się nie zatrzymała...
Bowiem rok temu odnalazłam i zakupiłam model swojego 'Końskiego Świętego Graala'. Ostatecznie jednak sprzedawca wymigiwał się od wysłania go do nas, najpierw tłumacząc że jedyny model w wybranej przeze mnie kolorystyce jest zniszczony, a gdy zdecydowałam się na inny, podobny, trzykrotnie zwiększył koszty przesyłki. Skończyło się na tym, że pieniądze wróciły, a konia nie otrzymałam... A od tego zaczęło się pasmo nieszczęść. Następnie bowiem zdecydowałam się na kupno AR Salome, tutaj jednak również pojawiły się problemy. Prawdopodobnie sprzedający z drugiego konta podbijał cenę, a ostatecznie ów osoba się wycofała i chciał mi ją odsprzedać. Koń jednak nie docierał przez długi czas, a pieniądze znowu trafiły na konto... Wtedy również pojawiła się w moim zasięgu Zenyatta, na którą polowałam od długiego czasu. Tutaj również nie wypaliło, jednak teraz, po roku ciszy, doszłam ze sprzedawcą do porozumienia i takim sposobem trafił do mnie wspomniany ogier Andaluzyjski Breyera.
Teraz jednak moja miłość do galopującego karusa, od którego zaczął się cały potok niefortunnych zdarzeń powróciła. I dzięki temu, że teraz sama jestem w stanie zarabiać dzięki zleceniom na rysunki, udało mi się wystarczająco szybko uzbierać potrzebną kwotę, i aktualnie czekam na moją ogromną paczkę. Moją miłością od pierwszego wejrzenia jest model od firmy Mr.Z, a dokładniej galopujący Shire w skali 1:6 - przy czym do mnie trafi wersja 005, całkowicie kary koń który urzekł mnie pod każdym względem. Może dotrzeć każdego dnia, więc cały czas siedzę jak na szpilkach i wzdycham do jego zdjęć z myślą, że niedługo to wielkie i ciężkie cudo... Do tego również ważą się losy kolejnego modelu AR, dokładniej Ishtara, również od Seunta LLC. Mam w planach zakupić tą panią od razu, kiedy dostanę wpłaty za rysunki - mojej Księżniczce przyda się towarzystwo ;)
Moje oko przyciągnął również Seunta Bentley i Seunta Winslow, jednak aktualnie brakuje mi pewnych funduszy na kupno któregoś z tych modeli.
Oprócz tego mogę również wspomnieć o mojej aktualnej 'zabawie' - mam w planach stworzenie własnej figurki. Aktualnie z braku odpowiedniego stelażu zaczęłam od skali Large LB, ogier ma gotowy łeb, szyję, klatkę piersiową i przednie nogi, jednak nie jestem pewna czy z powodu 'problemów technicznych' nie zacznę od początku z nową rzeźbą, tym razem już w oryginalnie planowanej skali - prawdziwym 1:9. Teraz jednak zaczynam bawić się po prostu z wyrzeźbieniem łebka, którego zdjęcia będę mogła pokazać niebawem!
I jak na razie tyle się zmieniło w moim kolekcjonerskim życiu. Mogę jeszcze wspomnieć, że moim największym modelem jest teraz kotek, Arcady, którego zaadoptowałam we wrześniu :) Niedługo będzie miał roczek, rozrabia bardzo, ale jest strasznie kochany!
I to chyba tyle na teraz. Wydaje mi się, że i tak zbyt bardzo się rozpisałam (przepraszam za ścianę tekstu, jednak na chwilę obecną nie jestem w stanie pokazać jakichkolwiek porządnych fot). Następny post planuję wtedy, kiedy tylko dotrze 'mój ukochany z Chin', i wtedy przetestujemy mój malutki aparacik, który już długi czas leży zapomniany w plecaku...
A więc, do napisania! Oby piątek 13 był wbrew pozorom dniem, który zapamiętamy pozytywnie :)
Jestem już starsza niż wcześniej. Wydaje mi się, że kiedy jestem już bardziej poukładana to mam szansę ogarnąć ten blog, zdjęcia będą wyglądały lepiej, a posty będą bardziej przydatne. Aktualnie zdecydowanie stawiam na jakość, aniżeli na ilość - w mojej kolekcji pojawiają się mniej spotykane modele, i to jest w sumie główny powód dla którego w ogóle wzięłam pod uwagę powrót. Świat modeli jest naprawdę ogromny, i wielu z kolekcjonerów może być ograniczonych przez Polskie realia - to co trafia i pojawia się w naszym kraju to naprawdę mała część wielkich 'zbiorów'. I tutaj chciałabym pojawić się ja, z paroma źródłami, pewnym doświadczeniem i kilkoma radami. Pomimo tego że coraz więcej osób wycofuje się z modelarskiego świata lub po prostu blogowania, chciałabym być częścią tej silnej resztki, która nadal się trzyma. Wbrew wielu przypadkom wycofania się, ja chciałabym 'wkroczyć na scenę'
Dość jednak takiej paplaniny, wydaje mi się że bardziej interesujące będą informacje o kolekcji ;)
Od dłuższego lub krótszego czasu mieszka ze mną kilka modeli, o których nie wspominałam na pierwszym blogu (czyli od maja 2016), ani żadne informacje nie pojawiły się randomowo na tym blogu. Między innymi, moje stado powiększyło się o srebrno-gniadą klacz mustanga i gniado-srokatą kucynkę Breyer Classic, 4 modele Breyer Stablmates do malowania, ale także kilka ukochanych przeze mnie modeli Breyer Traditional: Valegro, SBH Phoenix, niespodziewany Rising Sun Elvisa, Banks Vanilla, czy moi ulubieńcy - Kong, Zenyatta ze źrebakiem, oraz moja najnowsza 'zdobycz', ogier andaluzyjski z zestawu Spanish Family, którego zupełnie nie spodziewałam się u siebie zobaczyć. Oprócz tego stadka, przewinęło się również parę modeli CollectA, np. Szwarcwald, klacz Shire, czy Pani i Pan Tinker, ale także modele Artist Resin. O Salvadorze (LB) i Altanerze (CL) miałam już okazję wspomnieć na poprzednim blogu, jednak teraz na moim pokładzie znajduje się łącznie 6 modeli AR - do biegu dołączył gniady Brave Hart (S. TR), który zagościł na fantastycznym spotkaniu z równie wspaniałą Dorotheah. Biedak niestety był w stanie body, teraz jednak połamane nóżki są poskładane i wygładzone, więc powrócił do znośnego stanu. Nadal posiada jednak wiele obtarć, i zastanawiam się nad zmianą maści ogiera (jedyne co mnie powstrzymuje to bark współpracy z narzędziami i to, że jest LE do 250 sztuk... Pomocy? :')). Kolejny model AR został moim prezentem urodzinowym od mamy. Jest to ogier Clydesdale od firmy Black Horse Ranch. Osobnik który do mnie dotarł miał maść 'blue roan' i wykończenie glossy - teraz jednak na mojej półce stoi jako dumny karus ze wzorem sabino, z nowymi wstążkami, bródką i poprawionymi szczotami. A dlaczego zdecydowałam się go przemalować...?

Ponieważ został moją ofiarą na NaMoPaiMo (National Model Horse Painting Month), organizowane po raz drugi przez Jennifer Buxton. Dzięki temu poznałam wiele wspaniałych osób, wiele się dowiedziałam i naprawdę świetnie bawiłam, pomimo że ledwo zdążyłam z wykończeniem mojego potworka. Mimo przeciwności losu, udało się i zostałam zwycięzcą, tak jak wiele innych osób i ich wspaniałe konie. Jednak kiedy decydowałam się na wzięcie udziału w NaMoPaiMo, nie przewidziałam jednej rzeczy...
Że niespodziewanie do mojego stada dołączy jeszcze jeden, niesamowity koń. Przechodząc do sedna, zostałam również jednym ze zwycięzców, którym została wysłana nagroda materialna. Szczerze na nic nie liczyłam, a jeśli już, obstawiałam jakiś kubek, ewentualnie Medalion. Jednak pewnego dnia, mniej więcej w połowie marca, po powrocie ze szkoły zastałam w domu paczkę. Była dość duża, a jako że nic nie zamawialiśmy, jedyną opcją było NaMoPaiMo. Wewnątrz znajdowała się dobrze zabezpieczona figurka, więc od razu zabrałam się za uwolnienie jej. I gdy tylko dostrzegłam białe tworzywo, zdębiałam. Bowiem moją nagrodą był model AR - wspaniały, piękny model Artist Resin, dumna arabka Seunta Sister. Nadal nie mogę uwierzyć, że - według mnie - najpiękniejsza nagroda jaka była trafiła akurat do mnie... Uwierzcie, to naprawdę był szok...
Teraz ślicznotka, Al Amira, grzecznie czeka na półce na prepping, aby następnie przybrać ciemnogniadą maść. Na tym jednak kolekcja się nie zatrzymała...
Bowiem rok temu odnalazłam i zakupiłam model swojego 'Końskiego Świętego Graala'. Ostatecznie jednak sprzedawca wymigiwał się od wysłania go do nas, najpierw tłumacząc że jedyny model w wybranej przeze mnie kolorystyce jest zniszczony, a gdy zdecydowałam się na inny, podobny, trzykrotnie zwiększył koszty przesyłki. Skończyło się na tym, że pieniądze wróciły, a konia nie otrzymałam... A od tego zaczęło się pasmo nieszczęść. Następnie bowiem zdecydowałam się na kupno AR Salome, tutaj jednak również pojawiły się problemy. Prawdopodobnie sprzedający z drugiego konta podbijał cenę, a ostatecznie ów osoba się wycofała i chciał mi ją odsprzedać. Koń jednak nie docierał przez długi czas, a pieniądze znowu trafiły na konto... Wtedy również pojawiła się w moim zasięgu Zenyatta, na którą polowałam od długiego czasu. Tutaj również nie wypaliło, jednak teraz, po roku ciszy, doszłam ze sprzedawcą do porozumienia i takim sposobem trafił do mnie wspomniany ogier Andaluzyjski Breyera.
Teraz jednak moja miłość do galopującego karusa, od którego zaczął się cały potok niefortunnych zdarzeń powróciła. I dzięki temu, że teraz sama jestem w stanie zarabiać dzięki zleceniom na rysunki, udało mi się wystarczająco szybko uzbierać potrzebną kwotę, i aktualnie czekam na moją ogromną paczkę. Moją miłością od pierwszego wejrzenia jest model od firmy Mr.Z, a dokładniej galopujący Shire w skali 1:6 - przy czym do mnie trafi wersja 005, całkowicie kary koń który urzekł mnie pod każdym względem. Może dotrzeć każdego dnia, więc cały czas siedzę jak na szpilkach i wzdycham do jego zdjęć z myślą, że niedługo to wielkie i ciężkie cudo... Do tego również ważą się losy kolejnego modelu AR, dokładniej Ishtara, również od Seunta LLC. Mam w planach zakupić tą panią od razu, kiedy dostanę wpłaty za rysunki - mojej Księżniczce przyda się towarzystwo ;)
Moje oko przyciągnął również Seunta Bentley i Seunta Winslow, jednak aktualnie brakuje mi pewnych funduszy na kupno któregoś z tych modeli.
Oprócz tego mogę również wspomnieć o mojej aktualnej 'zabawie' - mam w planach stworzenie własnej figurki. Aktualnie z braku odpowiedniego stelażu zaczęłam od skali Large LB, ogier ma gotowy łeb, szyję, klatkę piersiową i przednie nogi, jednak nie jestem pewna czy z powodu 'problemów technicznych' nie zacznę od początku z nową rzeźbą, tym razem już w oryginalnie planowanej skali - prawdziwym 1:9. Teraz jednak zaczynam bawić się po prostu z wyrzeźbieniem łebka, którego zdjęcia będę mogła pokazać niebawem!
I jak na razie tyle się zmieniło w moim kolekcjonerskim życiu. Mogę jeszcze wspomnieć, że moim największym modelem jest teraz kotek, Arcady, którego zaadoptowałam we wrześniu :) Niedługo będzie miał roczek, rozrabia bardzo, ale jest strasznie kochany!
I to chyba tyle na teraz. Wydaje mi się, że i tak zbyt bardzo się rozpisałam (przepraszam za ścianę tekstu, jednak na chwilę obecną nie jestem w stanie pokazać jakichkolwiek porządnych fot). Następny post planuję wtedy, kiedy tylko dotrze 'mój ukochany z Chin', i wtedy przetestujemy mój malutki aparacik, który już długi czas leży zapomniany w plecaku...
A więc, do napisania! Oby piątek 13 był wbrew pozorom dniem, który zapamiętamy pozytywnie :)