Cóż, już jakiś czas temu obiecałam opis jakiejś ARki, miał być Ozymandias. Zdecydowałam jednak, że wstrzymamy się z opisem chłopaka, do czasu aż nie skończę jego preppingu i malowania, co może trochę zająć. W ogóle, mam dużo "pomysłów" odnośnie tego bloga, i o tym właśnie będzie ten post. Przez te niecałe 3 miesiące w sumie nie zmieniło się wiele, a przynajmniej nic takiego, co wpłynęłoby na ten blog - bardziej prywatne sprawy. Na całe szczęście, zdecydowanie na plus.
Niestety, wakacje już mijają, ale w sumie gdy tak konkretniej o tym pomyślę, wcale mnie to nie boli. Pomimo że w szkole będzie dużo zmian, szczególnie jeśli chodzi o nauczycieli (kochana deforma edukacji <3), to na swój sposób się cieszę. Mieszkając w malutkiej wsi, nie bardzo mam jak utrzymać kontakt z przyjaciółką, a podczas roku szkolnego będę miała ją "pod ręką". Zauważyłam też, że w wakacje praca idzie mi znacznie wolniej, zamówienia się przedłużają, a blogi mocno zaniedbuję - a podczas roku szkolnego, jakoś będąc w tym roboczym wirze szkoły, wszystko idzie rzutem na taśmę. Jedyne, czego będzie mi brakować to wstawania o 12 i codziennego obserwowania modeli na półkach, bo niestety przenosząc się do dziadków nie mam możliwości zabrania ze sobą żadnego z modeli.
Jednak nie o takim biadoleniu miał być ten post. To w takim razie o czym? W sumie, to o niczym konkretnym. Po prostu, ostatnio dużo myślałam o całym hobby i również tym blogu. Chciałabym spojrzeć na to wszystko inaczej aniżeli wcześniej. Zacznijmy od tego, że ten blog miał być dla mnie luźnym miejscem... A nie ukrywam, że nie do końca to wyszło. Cały czas lata nade mną myśl, że miałam prowadzić go regularnie, robić modelom zdjęcia, opisywać je... Ale zapominam o tym, że przede wszystkim ma mi to sprawiać przyjemność.
Dlatego wstępnie zdecydowałam, że lekko to rozluźnię. To znaczy, nie będę sobie narzucać nic konkretnego - po prostu, chciałabym aby to "miejsce" nie było dla mnie przymusem. Abym mogła sobie tu czasami przyjść, napisać coś o modelach czy moich przemyśleniach. Wtedy, kiedy weźmie mnie na to ochota - a nie wtedy, kiedy powinnam.
I tak też mam zamiar zrobić. Po prostu, można powiedzieć że mam dużo rzeczy na głowie. Nie licząc takich oczywistych jak szkoła i znajomi, mam na myśli również moją hobbistyczną pracę, zlecenia na rysunki, blogi role play'owe na których mi zależy, pomoc przy kilku ciekawych uniwersach... I nie tylko to. Jakby nie patrzeć, aby wszystko ogarnąć po prostu nie starcza czasu. A najgorsze jest to, że przy tylu rzeczach... Po prostu traci się przyjemność z każdej z nich. Myśl że musisz zrobić to, to, to i jeszcze pełno innych rzeczy jest dobijająca, i pewnie każdy z nas to doskonale wie. Dlatego zależy mi na zmianie tego
Dla was, czytelników, również ma to znaczenie. Sama wiele waszych blogów czytam, obserwuję po cichutku, i wiem że znacznie przyjemniej czyta się posty, kiedy są one pisane z przyjemnością, a nie na siłę. I to widać, bez problemu da się to rozróżnić. Więc zależy mi na tym, aby posty były dobre i przyjemne - zarówno do tworzenia dla mnie, jak i do czytania dla was.
Dobrze, wygadałam się na temat bloga, teraz może przejdźmy do modelowych zmian. Cóż, jeśli chodzi o kolekcję to trochę modeli udało mi się upolować - głównymi zdobyczami są model żywiczny Paint Horse od Nicole Sohn oraz limitowany Cadbury firmy Copperfox. Oprócz tego, ku mojemu zaskoczeniu, na półki wskoczyły jeszcze trzy modele Breyer, których w ogóle nie spodziewałam się zobaczyć w swojej kolekcji. I to właśnie skłoniło mnie, aby na chwilkę się zatrzymać i pomyśleć nad tym wszystkim - kolekcjonerstwem, całym hobby itp.
Zanim jednak przejdziemy do sedna, chciałabym powrócić do innej kwestii, a mianowicie do wycofania się Lisków. Nie ukrywam, zasmuciła mnie ta informacja - jak zapewne każdego kolekcjonera, który znał poziom tych modeli. Długo zwlekałam z kupnem ich modeli, z prostego powodu - czekałam przede wszystkim na wydanie Winstona. Moje plany jednak zostały pokrzyżowane, i powiedzmy sobie wprost - ceny modeli podskoczyły bardzo, i trzeba było łapać co zostało.
W moim przypadku było trochę problemów, jak zawsze - najpierw klienci spóźniali się mocno z zapłatą za design postaci, później były problemy z przelaniem pieniędzy, modele na oficjalnej stronie się wyprzedały... Ale ostatecznie uratował mnie Ebay, i takim oto sposobem trafił do mnie lekko odrapany Cadbury, który opisywany jako Second, okazał się pełnoprawnym okazem z Pierwszej Serii. Na razie nie planuję malować mojej bogatej, luksusowej czekolady (tak, dokładnie - jego imię zostało zaczerpnięte od nazwy ów słodkiego przysmaku!), aczkolwiek nie wiadomo co mi do głowy przyjdzie. Teraz jednak stoi na półce razem z Breyerami i cieszy oko i duszę, górując nad resztą stada.
Teraz jednak możemy powrócić do kwestii Breyerów, które natchnęły mnie do głębszych przemyśleń. Pierwszym okazem powinien być Frankel - koń dawno wycofany, wydawałoby się niezbyt pożądany przez kolekcjonerów. W moim przypadku zainteresowanie nim pojawiło się ze względu na niską cenę, nie ma co ukrywać. Nigdy nie był on modelem, który mi się podobał - nie tylko pod względem malowania, ale także pod względem rzeźby. Od początku mojej kolekcjonerskiej przygody omijałam ten mold, po prostu nie przemawiał do mnie. Do tego podstawka zdecydowanie działała na minus. Teraz jednak, kiedy jego kupno było przesądzone... Spojrzałam na model zupełnie inaczej. Można by powiedzieć, że zasada "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma" zadziałała. Ku memu zaskoczeniu, przybycie Frankela bardzo mnie cieszyło, a sam koń wydał mi się bardzo sympatyczny i nie tak sztuczny, jak mi się wcześniej wydawało.
To jednak nie koniec zdobyczy. Dzięki "dealom" z Night Mare (<3) trafiły do mnie dwie torebki Mini Whinnies - od zawsze kochałam blindbagi, więc sam fakt maluszków bardzo mnie ucieszył. Trafili do mnie Tinker i Joy, jeśli już mówimy o konkretach. Ale nie to jest najważniejsze, a to, że wzmocniło to moje "przemyślenia". Do tego jednak przejdę na koniec, po podsumowaniu wszystkiego.
Ostatnimi zdobyczami są modele z wymian, EZ to Spot i Babyflo, z czego na razie dotarł tylko pierwszy model. Co do moldu Newsworthy, sytuacja jest podobna co do Smarty Jonesa (Frankela) - nigdy nie zwrócił mojej uwagi zarówno rzeźbą, jak i malowaniem, a fantazyjna podstawka również mnie odrzucała. Teraz jednak stwierdzam, że bardzo się pomyliłam - uwielbiam Izaka, sama nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego. Po prostu odrobinkę zakochałam się w tym modelu, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.
Co do Flo's Heiress (Babyflo) sytuacja jest inna - mold kochałam od momentu, kiedy tylko się pojawił. Uwielbiam konie w takich "dzikich" pozycjach, po prostu Breyer totalnie trafił w mój gust... Jednak malowanie totalnie zniechęciło mnie do jej kupna. Zdecydowanie wolę Jesse, jednak sprowadzenie go jest nie na moje możliwości - a raczej nie na możliwości mojego portfela.
Ale teraz, kiedy pojawiła się możliwość zdobycia klaczy, cieszę się że mi się udało. Jeszcze nie trafiła do moich łapek fizycznie, ale mimo to fakt zdobycia ukochanego moldu powoduje uśmiech na twarzy :D
A co z klaczką zrobię, sama nie wiem - kiedyś, przy okazji customizacji dwóch SMyków wpadłam na pomysł, aby "wydrapać" Baby, jednak może spodoba mi się na tyle, że nie będzie potrzeby? Poczekamy, zobaczymy!
A teraz... Teraz mam wiele w głowie. W sumie dzięki pojawieniu się tylu modeli, które nie miały nigdy zagościć na moich półkach, zastanowiłam się nad całym hobby.
Prawdopodobnie każdy z nas miał moment, kiedy ślepo gonił za modą - tak było też w moim przypadku. Wpierw, jako dziecko przy Schleich, później jako młoda dziewczyna przy Breyerach... A teraz jako starszy osobnik goniłam za ARkami. Ale trochę się pogubiłam, nie ukrywam. Polowałam na ebay'u, OLX, MH$P... I w sumie brałam co mogłam, bo wszystko wydawało mi się piękne. Ale w sumie nie było z tego wyjątkowej przyjemności, raczej kolejny "luksus" na półkę.
A teraz, kiedy przyjechał Frankel, EZ, saszetki, a na dniach mogę spodziewać się Babyflo, zauważyłam jak bardzo się z tego cieszyłam. Takie małe, niepozorne... A jednak coś sprawiło, że sprawiły mi więcej radości aniżeli żywiczne odlewy. I to dało mi do myślenia. Przypomniałam sobie, że w tym wszystkim nie chodzi o ganianie za jak najlepszym... A ganianie za tym, co nam się podoba. Owszem, ARki są piękne, nie da się zaprzeczyć... Ale wiele jest modeli równie pięknych, pod naszym nosem, niedocenianych jedynie przez to, że wykonano je z innego materiału. Od plastikowych koników to wszystko się przecież zaczęło, to plastikowe koniki "skradły nasze serca". I tam również powinniśmy szukać perełek.
I takim sposobem doszłam do wniosku, że zwalniam z rozglądaniem się za modelami żywicznymi - w pierwszej kolejności stawiam na to, co mi się podoba i przyniesie mi tak zwany zaciesz. Uśmiech na mordce, dni wyczekiwania na paczkę... A później otwieranie pudełek/folii/saszetek i przyglądanie się nowemu, odkrywanie figurek na nowo. Mówię NIE ograniczaniu się bo coś jest małe, nie opłaca mi się... W pierwszej kolejności będę stawiać na swój gust, i wydaje mi się że to dobre podejście.
Dzięki temu, teraz poluję na dwóch łaciatych panów, którzy wcześniej w ogóle mnie odrzucali. Teraz jednak bardzo chciałabym mieć na półce zarówno brykającego Vannera, jak i charakternego Picasso. I nie tylko ich! W oko wpadł mi też Mały Rocky czy mold znanej nam Lipstick (DLT).
Mogę powiedzieć, że wręcz gust mi się zmienił. Co prawda, nadal przepadam za ciemnymi kasztanami i niezbyt popularnymi maściami, ale ostatnio dostrzegłam również piękno koni tarantowatych, dereszowatych... A konie z wzorem overo... Ach, już na stałe siedzą w moim serduszku! Do tego skala Mini Whinnies zyskała wiele w moich oczach... Po prostu widzę wiele zalet w każdym modelu :)
Uważam to wszystko za krok w dobrą stronę, korzystną zmianę. Cieszę się, że "przejrzałam" na oczy i zwolniłam, bo na pewno wyjdzie mi to na dobre. Nigdy nie należy przesadzać, czy tyczy się to rysowania, gotowania, kolekcjonerstwa czy czego innego - wydaje się że każdy o tym wie, ale czasami dostajemy klapki na oczy ;)
I szczerze, według mnie każdy chociaż raz powinien zwolnić i nad tym pomyśleć - co wam daje największą przyjemność, co wam się tak naprawdę podoba? Co cenicie w modelach, co was przy tym trzyma? Taki rachunek sumienia jest naprawdę pomocny, uwierzcie mi.
No cóż, to chyba tyle z tego co chciałam się wygadać. Jest mi odrobinę lżej, ale także i lepiej - tak jak mówiłam, cieszę się że znów zaczynam się cieszyć z małych rzeczy. Teraz jednak wrócę do dalszej customizacji modeli i wykonywania zleceń, bo czasu coraz mniej ;)
A, jeszcze jedno - próbowałam zrobić ankietę, jednak blogger postanowił usunąć taką opcję, a kod z innych stron nie działa. W takim wypadku zostaje tylko jedno - podpytać was co sądzicie w poście :)
A więc, po pierwsze, czy wygląd bloga wam odpowiada? Obecne kolory starałam się dobrać w miarę neutralnie, ale nie wiem jak to wygląda z waszej strony
Po drugie, co najchętniej czytalibyście na tym blogu? Opisy modeli, a może oglądali jakieś sesje zdjęciowe? A może podoba wam się taka pogadankowa forma postów?
No i po trzecie, jakie modele chcielibyście, abym opisywała? Więcej modeli żywicznych, a może wręcz przeciwnie? Popularne Breyery, takie jak Valentine, Valego, Frankel czy Big Chex, a może bardziej niespotykane egzemplarze tej firmy, razem z Copperfox czy Peter Stone? Albo jakieś customy? Proszę, powiedzcie co by was najbardziej interesowało ^^
A tymczasem, to chyba na tyle! Do napisania, moi drodzy!
Niestety, wakacje już mijają, ale w sumie gdy tak konkretniej o tym pomyślę, wcale mnie to nie boli. Pomimo że w szkole będzie dużo zmian, szczególnie jeśli chodzi o nauczycieli (kochana deforma edukacji <3), to na swój sposób się cieszę. Mieszkając w malutkiej wsi, nie bardzo mam jak utrzymać kontakt z przyjaciółką, a podczas roku szkolnego będę miała ją "pod ręką". Zauważyłam też, że w wakacje praca idzie mi znacznie wolniej, zamówienia się przedłużają, a blogi mocno zaniedbuję - a podczas roku szkolnego, jakoś będąc w tym roboczym wirze szkoły, wszystko idzie rzutem na taśmę. Jedyne, czego będzie mi brakować to wstawania o 12 i codziennego obserwowania modeli na półkach, bo niestety przenosząc się do dziadków nie mam możliwości zabrania ze sobą żadnego z modeli.
Jednak nie o takim biadoleniu miał być ten post. To w takim razie o czym? W sumie, to o niczym konkretnym. Po prostu, ostatnio dużo myślałam o całym hobby i również tym blogu. Chciałabym spojrzeć na to wszystko inaczej aniżeli wcześniej. Zacznijmy od tego, że ten blog miał być dla mnie luźnym miejscem... A nie ukrywam, że nie do końca to wyszło. Cały czas lata nade mną myśl, że miałam prowadzić go regularnie, robić modelom zdjęcia, opisywać je... Ale zapominam o tym, że przede wszystkim ma mi to sprawiać przyjemność.
Dlatego wstępnie zdecydowałam, że lekko to rozluźnię. To znaczy, nie będę sobie narzucać nic konkretnego - po prostu, chciałabym aby to "miejsce" nie było dla mnie przymusem. Abym mogła sobie tu czasami przyjść, napisać coś o modelach czy moich przemyśleniach. Wtedy, kiedy weźmie mnie na to ochota - a nie wtedy, kiedy powinnam.
I tak też mam zamiar zrobić. Po prostu, można powiedzieć że mam dużo rzeczy na głowie. Nie licząc takich oczywistych jak szkoła i znajomi, mam na myśli również moją hobbistyczną pracę, zlecenia na rysunki, blogi role play'owe na których mi zależy, pomoc przy kilku ciekawych uniwersach... I nie tylko to. Jakby nie patrzeć, aby wszystko ogarnąć po prostu nie starcza czasu. A najgorsze jest to, że przy tylu rzeczach... Po prostu traci się przyjemność z każdej z nich. Myśl że musisz zrobić to, to, to i jeszcze pełno innych rzeczy jest dobijająca, i pewnie każdy z nas to doskonale wie. Dlatego zależy mi na zmianie tego
Dla was, czytelników, również ma to znaczenie. Sama wiele waszych blogów czytam, obserwuję po cichutku, i wiem że znacznie przyjemniej czyta się posty, kiedy są one pisane z przyjemnością, a nie na siłę. I to widać, bez problemu da się to rozróżnić. Więc zależy mi na tym, aby posty były dobre i przyjemne - zarówno do tworzenia dla mnie, jak i do czytania dla was.
Dobrze, wygadałam się na temat bloga, teraz może przejdźmy do modelowych zmian. Cóż, jeśli chodzi o kolekcję to trochę modeli udało mi się upolować - głównymi zdobyczami są model żywiczny Paint Horse od Nicole Sohn oraz limitowany Cadbury firmy Copperfox. Oprócz tego, ku mojemu zaskoczeniu, na półki wskoczyły jeszcze trzy modele Breyer, których w ogóle nie spodziewałam się zobaczyć w swojej kolekcji. I to właśnie skłoniło mnie, aby na chwilkę się zatrzymać i pomyśleć nad tym wszystkim - kolekcjonerstwem, całym hobby itp.
Zanim jednak przejdziemy do sedna, chciałabym powrócić do innej kwestii, a mianowicie do wycofania się Lisków. Nie ukrywam, zasmuciła mnie ta informacja - jak zapewne każdego kolekcjonera, który znał poziom tych modeli. Długo zwlekałam z kupnem ich modeli, z prostego powodu - czekałam przede wszystkim na wydanie Winstona. Moje plany jednak zostały pokrzyżowane, i powiedzmy sobie wprost - ceny modeli podskoczyły bardzo, i trzeba było łapać co zostało.
W moim przypadku było trochę problemów, jak zawsze - najpierw klienci spóźniali się mocno z zapłatą za design postaci, później były problemy z przelaniem pieniędzy, modele na oficjalnej stronie się wyprzedały... Ale ostatecznie uratował mnie Ebay, i takim oto sposobem trafił do mnie lekko odrapany Cadbury, który opisywany jako Second, okazał się pełnoprawnym okazem z Pierwszej Serii. Na razie nie planuję malować mojej bogatej, luksusowej czekolady (tak, dokładnie - jego imię zostało zaczerpnięte od nazwy ów słodkiego przysmaku!), aczkolwiek nie wiadomo co mi do głowy przyjdzie. Teraz jednak stoi na półce razem z Breyerami i cieszy oko i duszę, górując nad resztą stada.
Teraz jednak możemy powrócić do kwestii Breyerów, które natchnęły mnie do głębszych przemyśleń. Pierwszym okazem powinien być Frankel - koń dawno wycofany, wydawałoby się niezbyt pożądany przez kolekcjonerów. W moim przypadku zainteresowanie nim pojawiło się ze względu na niską cenę, nie ma co ukrywać. Nigdy nie był on modelem, który mi się podobał - nie tylko pod względem malowania, ale także pod względem rzeźby. Od początku mojej kolekcjonerskiej przygody omijałam ten mold, po prostu nie przemawiał do mnie. Do tego podstawka zdecydowanie działała na minus. Teraz jednak, kiedy jego kupno było przesądzone... Spojrzałam na model zupełnie inaczej. Można by powiedzieć, że zasada "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma" zadziałała. Ku memu zaskoczeniu, przybycie Frankela bardzo mnie cieszyło, a sam koń wydał mi się bardzo sympatyczny i nie tak sztuczny, jak mi się wcześniej wydawało.
To jednak nie koniec zdobyczy. Dzięki "dealom" z Night Mare (<3) trafiły do mnie dwie torebki Mini Whinnies - od zawsze kochałam blindbagi, więc sam fakt maluszków bardzo mnie ucieszył. Trafili do mnie Tinker i Joy, jeśli już mówimy o konkretach. Ale nie to jest najważniejsze, a to, że wzmocniło to moje "przemyślenia". Do tego jednak przejdę na koniec, po podsumowaniu wszystkiego.
Ostatnimi zdobyczami są modele z wymian, EZ to Spot i Babyflo, z czego na razie dotarł tylko pierwszy model. Co do moldu Newsworthy, sytuacja jest podobna co do Smarty Jonesa (Frankela) - nigdy nie zwrócił mojej uwagi zarówno rzeźbą, jak i malowaniem, a fantazyjna podstawka również mnie odrzucała. Teraz jednak stwierdzam, że bardzo się pomyliłam - uwielbiam Izaka, sama nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego. Po prostu odrobinkę zakochałam się w tym modelu, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.
Co do Flo's Heiress (Babyflo) sytuacja jest inna - mold kochałam od momentu, kiedy tylko się pojawił. Uwielbiam konie w takich "dzikich" pozycjach, po prostu Breyer totalnie trafił w mój gust... Jednak malowanie totalnie zniechęciło mnie do jej kupna. Zdecydowanie wolę Jesse, jednak sprowadzenie go jest nie na moje możliwości - a raczej nie na możliwości mojego portfela.
Ale teraz, kiedy pojawiła się możliwość zdobycia klaczy, cieszę się że mi się udało. Jeszcze nie trafiła do moich łapek fizycznie, ale mimo to fakt zdobycia ukochanego moldu powoduje uśmiech na twarzy :D
A co z klaczką zrobię, sama nie wiem - kiedyś, przy okazji customizacji dwóch SMyków wpadłam na pomysł, aby "wydrapać" Baby, jednak może spodoba mi się na tyle, że nie będzie potrzeby? Poczekamy, zobaczymy!
Może i to zdjęcie nie jest dobre, nie powinno się tu znaleźć, ale coś sprawia że mimo wszystko mi się podoba :v |
A teraz... Teraz mam wiele w głowie. W sumie dzięki pojawieniu się tylu modeli, które nie miały nigdy zagościć na moich półkach, zastanowiłam się nad całym hobby.
Prawdopodobnie każdy z nas miał moment, kiedy ślepo gonił za modą - tak było też w moim przypadku. Wpierw, jako dziecko przy Schleich, później jako młoda dziewczyna przy Breyerach... A teraz jako starszy osobnik goniłam za ARkami. Ale trochę się pogubiłam, nie ukrywam. Polowałam na ebay'u, OLX, MH$P... I w sumie brałam co mogłam, bo wszystko wydawało mi się piękne. Ale w sumie nie było z tego wyjątkowej przyjemności, raczej kolejny "luksus" na półkę.
A teraz, kiedy przyjechał Frankel, EZ, saszetki, a na dniach mogę spodziewać się Babyflo, zauważyłam jak bardzo się z tego cieszyłam. Takie małe, niepozorne... A jednak coś sprawiło, że sprawiły mi więcej radości aniżeli żywiczne odlewy. I to dało mi do myślenia. Przypomniałam sobie, że w tym wszystkim nie chodzi o ganianie za jak najlepszym... A ganianie za tym, co nam się podoba. Owszem, ARki są piękne, nie da się zaprzeczyć... Ale wiele jest modeli równie pięknych, pod naszym nosem, niedocenianych jedynie przez to, że wykonano je z innego materiału. Od plastikowych koników to wszystko się przecież zaczęło, to plastikowe koniki "skradły nasze serca". I tam również powinniśmy szukać perełek.
I takim sposobem doszłam do wniosku, że zwalniam z rozglądaniem się za modelami żywicznymi - w pierwszej kolejności stawiam na to, co mi się podoba i przyniesie mi tak zwany zaciesz. Uśmiech na mordce, dni wyczekiwania na paczkę... A później otwieranie pudełek/folii/saszetek i przyglądanie się nowemu, odkrywanie figurek na nowo. Mówię NIE ograniczaniu się bo coś jest małe, nie opłaca mi się... W pierwszej kolejności będę stawiać na swój gust, i wydaje mi się że to dobre podejście.
Dzięki temu, teraz poluję na dwóch łaciatych panów, którzy wcześniej w ogóle mnie odrzucali. Teraz jednak bardzo chciałabym mieć na półce zarówno brykającego Vannera, jak i charakternego Picasso. I nie tylko ich! W oko wpadł mi też Mały Rocky czy mold znanej nam Lipstick (DLT).
Mogę powiedzieć, że wręcz gust mi się zmienił. Co prawda, nadal przepadam za ciemnymi kasztanami i niezbyt popularnymi maściami, ale ostatnio dostrzegłam również piękno koni tarantowatych, dereszowatych... A konie z wzorem overo... Ach, już na stałe siedzą w moim serduszku! Do tego skala Mini Whinnies zyskała wiele w moich oczach... Po prostu widzę wiele zalet w każdym modelu :)
A na koniec taki o, widoczek ;) |
Uważam to wszystko za krok w dobrą stronę, korzystną zmianę. Cieszę się, że "przejrzałam" na oczy i zwolniłam, bo na pewno wyjdzie mi to na dobre. Nigdy nie należy przesadzać, czy tyczy się to rysowania, gotowania, kolekcjonerstwa czy czego innego - wydaje się że każdy o tym wie, ale czasami dostajemy klapki na oczy ;)
I szczerze, według mnie każdy chociaż raz powinien zwolnić i nad tym pomyśleć - co wam daje największą przyjemność, co wam się tak naprawdę podoba? Co cenicie w modelach, co was przy tym trzyma? Taki rachunek sumienia jest naprawdę pomocny, uwierzcie mi.
No cóż, to chyba tyle z tego co chciałam się wygadać. Jest mi odrobinę lżej, ale także i lepiej - tak jak mówiłam, cieszę się że znów zaczynam się cieszyć z małych rzeczy. Teraz jednak wrócę do dalszej customizacji modeli i wykonywania zleceń, bo czasu coraz mniej ;)
A, jeszcze jedno - próbowałam zrobić ankietę, jednak blogger postanowił usunąć taką opcję, a kod z innych stron nie działa. W takim wypadku zostaje tylko jedno - podpytać was co sądzicie w poście :)
A więc, po pierwsze, czy wygląd bloga wam odpowiada? Obecne kolory starałam się dobrać w miarę neutralnie, ale nie wiem jak to wygląda z waszej strony
Po drugie, co najchętniej czytalibyście na tym blogu? Opisy modeli, a może oglądali jakieś sesje zdjęciowe? A może podoba wam się taka pogadankowa forma postów?
No i po trzecie, jakie modele chcielibyście, abym opisywała? Więcej modeli żywicznych, a może wręcz przeciwnie? Popularne Breyery, takie jak Valentine, Valego, Frankel czy Big Chex, a może bardziej niespotykane egzemplarze tej firmy, razem z Copperfox czy Peter Stone? Albo jakieś customy? Proszę, powiedzcie co by was najbardziej interesowało ^^
A tymczasem, to chyba na tyle! Do napisania, moi drodzy!