piątek, 1 czerwca 2018

I always come back...

A więc tak jak obiecałam, pojawiam się z moim potworkiem. Przybył do mnie już jakiś czas temu, jednak "obsesja" i brak chęci do zrobienia zdjęć minęły dopiero teraz - bo jednak siedzenie w małym pokoju z 3 lampami i dodatkowo wysoką temperaturą z zewnątrz nie jest zbyt przyjemną wizją... Mimo to nie uważam, że zdjęcia są idealne. Dość ciężko jest znaleźć odpowiednie miejsce dla jakiejkolwiek figurki, a co dopiero dla takiego potwora... Przejdźmy jednak do konkretów, a mianowicie opisu ogiera!



A więc, cały czas mowa jest o modelu dla mnie wyjątkowym, i ze swoją historią, pomimo że tak naprawdę gości u mnie tylko niecałe dwa tygodnie. Nie jest to typowa figurka ze względu na wiele aspektów. Pierwszym, najbardziej rzucającym się w oczy jest jego wielkość - jest to model w niezbyt popularnej skali, 1:6. Jest bardzo duży, na wysokość ma 38cm, a na długość 53 cm, więc kobyłka zajmuje sporo miejsca i wyróżnia się ze stada.
Wyprodukowany został przez Mr.Z - jest to jeden z dwóch modeli koni od tej firmy, która z tego co wiem tworzy tylko w tej skali. Drugim osobnikiem jest koń hanowerski - nie posiadam go w swoim stadzie i nie mam tego w planach, więc odsyłam zainteresowanych na blog Moja końska pasja z elementami pasji psiej, gdzie jest pokazany ów wierzchowiec.


Dostępne były różne wersje kolorystyczne - siwa, palomino, gniada, kara z odmianami i kruczokara, którą wybrałam. Pierwszym argumentem za było to, że w tej maści najlepiej widać atut ogiera, jakim jest jego sierść, ale do tego wrócę później. Po drugie, nie byłam pewna co do poziomu cieniowania firmowego, więc wolałam wybrać maść, którą ciężko będzie "spaprać" ;)
Co do detali malowania - koń ma zaznaczone podkowy, tęczówki i źrenice w oczach, a także pomalowany na pastelowy róż język. Całość jest wykonana starannie, i nie widziałam aby gdziekolwiek farba "uciekła" ze swojego miejsca, jak to się czasami zdarza przy Schleichach czy Breyerach.


Jak widać na zdjęciach, ogier jest ukazany w biegu - nie jestem specem od typowo "końskich" rzeczy, aczkolwiek wydaje mi się że konkretnie jest to po prostu galop. Pomimo dość dziwnego i nietypowego ułożenia grzywy, zarówno ona jak i ogon wyglądają dość naturalnie, a na pewno nie rażą w oczy. Najwięcej wątpliwości miałam jednak co do szczotki pęcinowej u lewej przedniej nogi - obawiałam się, czy ta "fala" nie będzie wyglądać sztucznie, bowiem na zdjęciach była to według mnie największa wada modelu. Na żywo jednak wszystko jest jak być powinno. Ciekawą rzeczą, ale również świadczącą o jakości figurki, jest kąt pod jakim ogier jest nachylony - jeszcze nie widziałam aż tak przechylonego modelu. Mimo to, koń stoi bardzo stabilnie i ciężko jest go przewrócić, co świadczy o świetnym wyważeniu modelu.



Kolejną kwestią do której chciałabym przejść jest dodatek w postaci ogłowia i siodła. Jako że konno jeździłam mało i niezbyt przyglądałam się sprzętowi, nie widzę aby były jakieś straszne nieprawidłowości w rzędzie wykonanym przez firmę Mr.Z.
Jednak zacznijmy może od tego, że zestaw nie przyjeżdża bezpośrednio na koniu - ba, musimy go jeszcze sami poskładać. Konkretniej, siodło jest w 3/4 gotowe i jedyne co musimy zrobić, to podpiąć dwa paski z rozciągliwej gumki, które mają służyć jako popręg. Miłym zaskoczeniem było to, że nie wykorzystujemy tutaj żadnych rzepów czy innych udogodnień, a coś na kształt sprzączek, które są ukryte pod puśliskami. Wszystko jest ładnie obszyte, więc nie będzie też problemu ze zniszczeniem sprzętu.
Natomiast jeśli chodzi o ogłowie, tutaj jest większy problem. Przyjeżdża ono bowiem w 4 częściach, i w moim przypadku konieczne było włączenie zdjęcia firmowego, jednak nawet po tym nie było to proste. Tutaj także są specjalne sprzączki i elementy przytrzymujące fragmenty skórzanych pasków, aby zachować estetyczny wygląd. Ogłowie posiada także prowizoryczne wędzidło, przez co nie ma problemów z umieszczeniem wszystkiego na swojej pozycji po złożeniu całości.
Później nie ma większych problemów ze zdjęciem sprzętu, aczkolwiek może być potrzebne ponowne odłączenie jakiejś części. Mi jednak udało się tego uniknąć, dzięki czemu możemy przejść do zdjęć bez sprzętu ;)


Tutaj dobrze widać pochylenie konia

Teraz myślę, że dobrze będzie napisać kilka rzeczy odnośnie samej rzeźby. Model ten wykonany jest z żywicy, i przez to waży około 4kg. Ogólnie prezentuje się naprawdę dobrze i nie mogę dojrzeć jakichkolwiek nieprawidłowości w jego budowie. Mięśnie są ładnie zaznaczone, zad przełupany a profil pyska jest na pograniczu prostego i garbonosego. Strzałka jest zaznaczona jedynie na podniesionej nodze, natomiast kasztany widnieją na wszystkich czterech. Ogier posiada podwozie, okolice podogonowe zostały jednak pominięte. Żyłki znajdują się jedynie na brzuchu i pysku, ale zmarszczki i fałdki widać zarówno na szyi, przy wargach i nogach. Oczy, nozdrza jak i uszy są wyrzeźbione bardzo dobrze i szczegółowo, w tym ostatnim zaznaczone są nawet włoski. Jeśli chodzi o włos długi, wliczając także szczoty, również nie mam większych zastrzeżeń - nie są one płaską linią, a wręcz przeciwnie: pojedyncze pasma włosia rozchodzą się delikatnie na obie strony, co dodaje realizmu. Nie są to też proste linie, a lekko falowane - każdy włos jest dokładnie zaznaczony, a zarazem nie przytłacza to i nie niszczy ogólnego wyglądu.
Chyba zapomniałam wspomnieć jeszcze o jednej ważnej rzeczy, a mianowicie rasie konia. Jak pewnie wszyscy zauważyli, jest to przedstawiciel rasy shire. Wydaje mi się, że dobrze wpisuje się we wzorce rasy i firma tutaj także się postarała.


Na zdjęciu powyżej widać dopiero zalążek tego, co potrafi zdziałać jego sierść. I tutaj właśnie chciałabym poruszyć jej temat. Tak jak już wspomniałam, jest to prawdopodobnie największa zaleta modelu, bo jeszcze nie spotkałam się z figurką, gdzie końska sierść byłaby tak dobrze zrobiona. Nie mówiąc o samej technice i dokładności, ale także jej kierunku. Poza tym, na zdjęciach niezwykle dobrze dodaje ogierowi realizmu - i od razu wspomnę, że nie jest on zabezpieczony żadnym "błyszczącym" werniksem. Ot, zwykła figurka. Jednak kiedy trafi w dobre ręce, które będą potrafiły wykorzystać jego ukryty potencjał, może naprawdę dużo zdziałać i zaskoczyć.


Z góry przepraszam za jakość zdjęć porównawczych, robiąc je nie zwróciłam
uwagi na ostrość...

Teraz został tylko czas na porównanie wielkości, plus dla najwytrwalszych powiem jeszcze o jego "historii", o której wspomniałam na początku posta. Na pierwszym zdjęciu jak widać, od tyłu ogier shire 1:6, przed nim Big Chex To Cash Breyera w skali 1:9, a najbliżej znajduje się źrebię Breyer Traditional, Cozmic One, w tej samej skali co poprzedni koń.
Na zdjęciu poniżej jest on pokazany z modelami w trochę mniejszej skali - od prawej widać wałacha lusitano od firmy Schleich (Little Bits, 1:24), klacz warmblood Breyera (Stablemates, 1:32) i ogiera thoroughbred Breyera (Mini Whinnies, 1:64)



A więc, teraz mogę szybciutko opowiedzieć dlaczego darzę go uczuciem większym od reszty, ponieważ już kwestia ta pojawiła się w poprzednim poście. Powinnam zacząć od faktu, że już kiedyś miał do mnie trafić - prawie dokładnie rok temu. Przeglądałam ebay'a, i kiedy tylko go zobaczyłam to zakochałam się - w jego pozie, dynamice... Po prostu stał się moim "Modelowym Świętym Graalem". Szkicowałam go, wzdychałam i nie mogłam napatrzeć. Moi rodzice dość szybko się o nim dowiedzieli, i ostatecznie padła decyzja że dołączy do mojego stadka. Tak się jednak nie stało...

Koń miał przybyć z Korei, o ile dobrze pamiętam. Sprzedawca jednak od początku wydawał się niechętny do współpracy, najpewniej z powodu wysyłki do tak "wymyślnego" kraju jak Polska. Zaczęło się od tego, iż okazało się że ostatnia sztuka z wersji kolorystycznej jaką wybrałam (005, kruczokary) jest uszkodzona, i jako że ich towar zawsze musi być idealny, nie są w stanie mi go wysłać. Pojawiło się też wtedy pytanie, czy mają odesłać pieniądze bądź wysłać konia o innej maści. A jako że podobno jestem inteligentne dziewczę, zdecydowałam się na wersję 001, czyli karego z odmianami - przecież zawsze można zamalować. Ale najwyraźniej to nie było po myśli sprzedawcy, który kilka dni później przekazał nam, że pomylił się przy przesyłce i zamiast 150zł, wynosi ona 300zł. Wtedy uznałam że to już przegięcie, i po prostu się wycofałam. Był to jednak tylko początek problemów, które jednak prędzej czy później się rozwiązały. Tak jak i on...

Bowiem mniej więcej od początku tego roku zaczęłam zarabiać na swojej pasji, grafice komputerowej. Rysunek towarzyszył mi od dziecka, a teraz pozwala mi rozwijać się także w innych dziedzinach, między innymi kolekcjonerstwie. A jako że ta miłość do ogiera nadal gdzieś tliła się w moim serduszku, to stwierdziłam że pora zawalczyć. Nie ukrywam, nie łatwo było pogodzić szkołę, znajomych i wykonywanie zleceń, ale udało się. Udało mi się całkowicie samemu uzbierać na moją ukochaną figurkę, udało mi się pokonać przeciwności i teraz ów pan u mnie jest. I uważam, że było warto. Co prawda, długo kazał na siebie czekać (sama wysyłka trwała dwa miesiące), ale tak jak widać, jest ze mną.

I zupełnie się na nim nie zawiodłam. Jest dokładnie taki, jaki miał być. Wspaniały, wielki, silny i wytrwały. Nazwałam go nawet swoim nowym mężem, więc było tylko jedno odpowiednie imię, jakie mógł przybrać
William
Tylko to imię pasuje do tego, co widać po tym ogierze. Chęć walki do ostatniej kropli krwi, władczość... Wręcz potęgę...


A takie moje kochane stadko na koniec... Brakuje jeszcze dwóch panów

Oj, troszkę się rozpisałam... Cóż jednak się dziwić, uwielbiam tego potwora, ciężko się w nim nie zakochać. Przez to też może się wydawać, że ten post jest wyjątkowo subiektywny - i nie ukrywam, to może być prawda, ponieważ skradł moje serce.
Teraz jednak to prawdopodobnie koniec jak na ten post. Mam nadzieję, że wszystko jest w miarę dobrze. Byłoby mi miło, gdybym mogła poprosić o pomoc w postaci wypowiedzi na temat długości posta, stylu pisania, jakości zdjęć. Czy wszystko jest tak jak powinno być? :)

Proszę również o pomoc, a mianowicie wybór jednego z koni z powyższego zdjęcia do następnego opisu, który mam nadzieję pojawi się niebawem. Kto z nich najbardziej was zainteresował? Może skryty Ozymandias AKA Michael o ciekawej pozie? Mały Salvador lub dumny Altanero? Albo delikatna Al Amira? Decyzja należy do was.
Może się też pojawić pytanie, dlaczego modele AR, a nie np Breyery czy Schleich? A mianowicie dlatego, że większość z moich modeli nie raz pokazywała się na znanych wam blogach, i nie wiem czy jest sens mówienia o nich po raz kolejny. Jednak jeśli interesuje was któryś z moich modeli, chcielibyście porównanie wielkości lub cokolwiek innego, śmiało piszcie! Nie gryzę ;)

I to chyba rzeczywiście na tyle. Mam nadzieję, że ten dość długi opis nie jest jednym wielkim tasiemcem - nie ukrywam, że kilka godzin na niego poświęciłam

Do napisania!

4 komentarze:

  1. Jeśli mogę spytać, ile za niego zapłaciłaś? (Wraz z wysyłką itp.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za Williama zapłaciłam około 620zł z wysyłką

      Usuń
  2. Gratuluję modelu, jest cudny w każdym calu! :) Obłędnie jego sierść prezentuje się na fotkach - pod tym względem firma nie ma sobie równych. Mnie samej też od dłuższego czasu marzył się ten model, ale maści palomino... koniec końców przyjechały 2 inne, jednak szajerek dalej jest w kręgu zainteresowań ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń